Post by nathanael on Jun 6, 2013 13:51:04 GMT -7
OBRAZ DZISIEJSZEJ POLSKI!
Zgłaszam ponowny przypadek obraźliwego zachowania ze strony podpitego pasażera. Oto co miało miejsce: o 17:16 wziąłem autobus 214 do Borku na Malinowskiego. Za mną usiadły dwie osoby w średnim wieku. Nagle zaczęły przeklinać bez przerwy takimi słowami jak "ku-wa", "jeb--na", "h-j", "pier ę". i tak dalej. Pierwsze 5 minut wytrzymałem. Zauważyłem, że p. kierowca posłyszał, bo odwrócił się. Myślałem, że zareaguje. Po dziesięciu minutach obróciłem się, i poprosiłem jednego z tych panów, by nie przeklinał na głos przy kobietach i dzieciach w autobusie. "A co to autobus. Niech pan nie słucha", odpowiedział. To zdenerwowało mnie, bo jak można nie słyszeć, kiedy mówi mi nieomal w uszy. Co się dzieje w Polsce, że tyle chamstwa jest tolerowane, odpowiedziałem na głos, żeby wszyscy słyszeli. Wstałem i podszedłem do p. kierowcy, i poprosiłem, by zwrócił tym osobom uwagę. I tu jest cały problem. Pan kierowca odpowiedział, "żebym się schował w drugim krańcu autobusu". A więc kierowca też jest chamem, pomyślałem! Jego bowiem obowiązkiem, według MPK, jest pomóc pasażerowi, przez zwrócenie pijakowi uwagi! Tak mi powiedziało samo MPK już wielokroć. Widząc, że kierowca nie reaguje i radzi mi to samo, co ten pijak, "idź schowaj się gdzie indziej", powiedziałem, że ja obywatel Polski nie będę się chował ani tolerował chamstwa w miejskich pojazdach! Takie jest moje prawo! Po to płacę bilet! Zawołałem policję, która kazała mi czekać w autobusie. Pan kierowca miał problem z tym też, mówiąc, że "w autobusie nie może pan czekać". Odpowiedziałem, żeby w takim razie rozmówił się z policją. Wszyscy trzej pijani mężczyźni uszli w międzyczasie, bo p. kierowca zostawił otwarte drzwi w Borku. Policji jak zawsze, nie było na czas. Zadzwoniłem do MPK, pytając, czy czynią wszystko, by te osoby usuwać z transportu miejskiego? Zapytałem, dlaczego wolno im jeździć z otwartymi butelkami wódki, aż zrobią komuś krzywdę? Gdy zawołałem, dyspozytor odpowiedział, że "porozmawia z p. kierowcą". To wszystko. Czekam na odpowiedź od Administracji MPK, dlaczego p. kierowca nie zwrócił uwagi tym osobom na moją prośbę. Było kilka świadków w autobusie. Bali się. Mogło źle się skończyć. Voila, kawałek dzisiejszej Polski!
Zgłaszam ponowny przypadek obraźliwego zachowania ze strony podpitego pasażera. Oto co miało miejsce: o 17:16 wziąłem autobus 214 do Borku na Malinowskiego. Za mną usiadły dwie osoby w średnim wieku. Nagle zaczęły przeklinać bez przerwy takimi słowami jak "ku-wa", "jeb--na", "h-j", "pier ę". i tak dalej. Pierwsze 5 minut wytrzymałem. Zauważyłem, że p. kierowca posłyszał, bo odwrócił się. Myślałem, że zareaguje. Po dziesięciu minutach obróciłem się, i poprosiłem jednego z tych panów, by nie przeklinał na głos przy kobietach i dzieciach w autobusie. "A co to autobus. Niech pan nie słucha", odpowiedział. To zdenerwowało mnie, bo jak można nie słyszeć, kiedy mówi mi nieomal w uszy. Co się dzieje w Polsce, że tyle chamstwa jest tolerowane, odpowiedziałem na głos, żeby wszyscy słyszeli. Wstałem i podszedłem do p. kierowcy, i poprosiłem, by zwrócił tym osobom uwagę. I tu jest cały problem. Pan kierowca odpowiedział, "żebym się schował w drugim krańcu autobusu". A więc kierowca też jest chamem, pomyślałem! Jego bowiem obowiązkiem, według MPK, jest pomóc pasażerowi, przez zwrócenie pijakowi uwagi! Tak mi powiedziało samo MPK już wielokroć. Widząc, że kierowca nie reaguje i radzi mi to samo, co ten pijak, "idź schowaj się gdzie indziej", powiedziałem, że ja obywatel Polski nie będę się chował ani tolerował chamstwa w miejskich pojazdach! Takie jest moje prawo! Po to płacę bilet! Zawołałem policję, która kazała mi czekać w autobusie. Pan kierowca miał problem z tym też, mówiąc, że "w autobusie nie może pan czekać". Odpowiedziałem, żeby w takim razie rozmówił się z policją. Wszyscy trzej pijani mężczyźni uszli w międzyczasie, bo p. kierowca zostawił otwarte drzwi w Borku. Policji jak zawsze, nie było na czas. Zadzwoniłem do MPK, pytając, czy czynią wszystko, by te osoby usuwać z transportu miejskiego? Zapytałem, dlaczego wolno im jeździć z otwartymi butelkami wódki, aż zrobią komuś krzywdę? Gdy zawołałem, dyspozytor odpowiedział, że "porozmawia z p. kierowcą". To wszystko. Czekam na odpowiedź od Administracji MPK, dlaczego p. kierowca nie zwrócił uwagi tym osobom na moją prośbę. Było kilka świadków w autobusie. Bali się. Mogło źle się skończyć. Voila, kawałek dzisiejszej Polski!